Marcin Sikorski
Rynek XXI wieku to rynek pro konsumencki w którym klient może niemal wszystko. Jego boska moc decyzyjna objawia się m.in. w nieograniczonej wręcz możliwości wybrzydzania, krytykowania oraz nieustannego wybierania spośród setek oferentów i proponowanych produktów wiedząc, że to oni muszą walczyć o jego uwagę.
Presja cenowa może popychać kierowników chińskich fabryk do desperackich kroków. WIelu z nich nie ma kompletnie żadnego doświadczenia w zarządzaniu, a niektórzy mogą się wykazać wykształceniem jedynie na poziomie podstawowym. Nic więc dziwnego, że często przyjmują zamówienia nie zastanawiając się nad tym czy są w stanie im podołać. Pewien konsument współpracujący z chińskimi fabrykami twierdzi “Oni nie mają żadnej strategii. Działają na wyczucie, żyją z dnia na dzień. Udaje im się przetrwać, bo ktoś popełnia błąd, bo mieli szczęście. Ale już następnego dnia wstają i robią to samo.(...) Niesłabnąca rywalizacja o najniższe ceny zrodziła coś co zwie się “wyścigiem do zera”. Sieci hiperkmarketów oparły swój model biznesu na strategii dostarczania towarów po przystępnych cenach. Ponieważ klienci oczekują stałego obniżania cen, sprzedawcy oraz zaopatrujący ich pośrednicy żądają coraz niższych kosztów od swoich dostawców. Jeśli jakaś fabryka nie może im tego zapewnić znajdują inną. Sprzedawcy uwierzyli, że proces ten może trwać bez końca. Wielkie sieci nastawiły się na wyścig do zera, ponieważ nie są w stanie narzucić wyższych cen za oferowane przez siebie produkty. Trend ten jest widoczny zwłaszcza w branży elektronicznej gdzie słychać opinie “Nie ma tu czegoś takiego jak lojaność. Zjedzą cię za 10 centów. Co tam, zjedzą cię za centa”.
ZEPSUTY RYNEK
Rynek zatem stopniowo zostaje spaczony na dwa sposoby - jakościowy oraz ilościowy - a wielu z nas nie jest nawet tego świadomych. W sumie jak moglibyśmy być skoro zewsząd atakuje nas setka reklam, które maltretują nas bez ustanku oto abyśmy wybrali konkretne rozwiązanie.
Co ciekawe trend ten szczególnie mocno uwypukla się na rynku smart rozwiązań gdzie jako “anonimowy komentator” coraz częściej odnoszę wrażenie, że konsumenci kompletnie nie dostrzegają jak bardzo są oszukiwani i mamieni przez producentów. Żyją w tej swoje wyidealizowanej bańce, którą przez lata wywalczyli i myślą, że te same działania i zachowanie pozwoli odnaleźć im się na rynku IoT.
Zaczyna się zwykle niewinnie. Padają jakieś mądre hasła dotyczące rozwiązywania problemów, o których konsument wcześniej nie wiedział lub których nie dostrzegał. Problemów, które rozwiązać może tylko i wyłącznie Internet Rzeczy. Smart rozwiązanie skrojone na miarę i unikalnie dla konkretnego klienta. Tu i teraz. Nigdzie indziej i w żaden inny sposób.
Jak to sprytnie ujęto w "Wielkim praniu mózgów":
Przemysł reklamowy opiera się na zbitce autorytatyzmu i braku logiki. Mamy akceptować całość przekazu, kupować towar wraz z wytworzoną dla niego otoczką i nie zastanawiać się nad sensem lub brakiem sensu. Ostatecznie media narzucają nam taki sposób patrzenia na rzeczywistość. Trudno się nie dziwić, że z tego samego pakietu wyobrażeń, stereotypów, i obrazów korzystają autorzy wielu produkcji medialnych. Niemal cały przekaz mass mediów jest budowany na kulcie bezmyślnego akceptowania autorytetów, nieznośnej powtarzalności figur, argumentów, symboli. Reklamy są nie tylko coraz dłuższymi przerywnikami między programami, lecz także ich dopełnieniem.
AUTORYTET WIE LEPIEJ!
Następnie pojawia się jakiś autorytet lub, co częstsze w polskich mediach, jakaś gwiazdeczka lub celebryta, i zaczyna rozpływać się nad zaletami konkretnego rozwiązania lub medium. Pręży się on przy tym dumnie opowiadając jak jego życie zmieniło się nie do poznania i jak wcześniej błądził we mgle nie wiedząc, że można zyć łatwiej, prościej i przyjemniej.
Co ważne nie jest istotne jaką czynność wykonujesz - pamiętaj, że zawsze da się ją wykonać lepiej i skuteczniej za sprawą Smart produktów!
Tym oto sposobem słyszymy hasła pokroju:
DOJENIE KLIENTA
Zostajemy zachęceni jakimś kolorowym sloganem i nic nie wnoszącym ogólnikiem, słuchamy historii producentów, którzy wpadli na swe wybitne rozwiązanie i zaczynamy się jednocześnie zastanawiać czy to co słyszymy jest prawdą czy jedynie ponurym żartem.
Czy szczotka do włosów, którą możemy podpiąć do naszego telefonu i mierzyć % przeczesania włosów jest prawdziwa? Czy rzeczywiście pozwala ona skuteczniej zająć się naszymi włosami i skalkulować spalone kalorie?
Co ze smart klapkami, które możemy połączyć po bluetoothie z tabletem tylko po to by wysyłały nam bieżące promocje sklepu? Czy rzeczywiście są one warte 150 dolarów i zmieniają one nasze postrzeganie świata?
Czy nasze zmysły ulegną natychmiastowej poprawie gdy zamotnujemy sobie w mieszkaniu inteligentny podajnik do jajek, które wyśle do nas notyfikację w momencie gdy skończy się nam ostatnie jajko? Czy jest to produkt, którego aż tak mocno potrzebujemy w naszym życiu?
KLIENT SIĘ NIE ZNA!
Może klient rzeczywiście nie dostrzega jak wiele dotychczasowych czynności wykonywał błędnie? Może smart rozwiązania istotnie podnoszą jakość obcowania z produktem i konkretnymi czynnościami, a ja jestem wyłącznie ignorantem, który nie dostrzega tego piękna.
Nie dostrzegam jak solenie może stać się łatwiejsze i szybsze jeśli tylko zakupię specjalną solniczkę, która ma wmontowany wyświetlacz, funkcję głosową, inteligentne oświetlenie i ergonomiczny design, a wszystko po to, abym mógł porozmawiać z moją solniczką na temat jej wypełnienia. Po co miałbym odkręcać ją jak byle prymityw i zwierzę skoro mogę zapytać, a otrzymane wyniki wysłać regularnie swoim znajomym.
Koniec średniowiecznego używania tostera, którego trzeba fizycznie uzupełniać i którego jedyną funkcją jest jedynie i o zgrozo robienie tostów. Mogę przecież kupić smart toster, który pozwoli mi na dokładnie takie same działanie ale co więcej umożliwi mi wypalanie na toście dowolnego wzorka, który sobie zamarzę. Koniec z nudą podczas śniadań do pracy! Mogę od teraz jeść z fantazją!
A co z ciagnięciem toreb na lotnisku. Kółka, wygodna rączka, absolutne minimum fizycznego nakładu siły to i tak za dużo do przełknięcia. Lepiej jest już teraz zainwestować w przyszłość i zakupić sobie smart torby, które będą jeździć za nami i nie opuszczą nas ani o krok. Pod warunkiem, że akurat nie wjadą w kogoś innego co niestety nadal zdarza im się nad wyraz często.
Coraz częściej odnoszę też wrażenie, że więcej w tym wszystkim jest taniej sensacji niż pragmatycznej, realnej korzyści dla konsumenta. Coraz częściej zaczynam wątpić w to co czytam w porannym zestawieniu wiadomości uznając news za żałosny żart, który ma przykuć moją uwagę, a nie rzetelne źródło technologicznej wiedzy, którą mógłbym wykorzystać w życiu.
Bo przecież nie od dziś wiadomo, że:
Sensacje to rodzaj podstawowego produktu żywnościowego, rodzaj informacji, który jest bardzo ważny, ponieważ interesuje wszystkich, nie niosąc zarazem żadnych konsekwencji.
SMART ŚMIECI
Czytam wiec o tym, że smart klapa montowana w drzwiach dla kota pozwoli mi na nieograniczony dostęp do cennych danych za sprawą, których dowiem się jaki humor ma mój milusiński.
Nie muszę nic więcej robić bo nieustanny potok notyfikacji powie mi kiedy powinienem zacząć się niepokoić, a kiedy mój kot czuje się bezpiecznie i komfortowo w moim domu.
Czytam o smart widelcach, które zaczynają wibrować uniemożliwiając mi normalne jedzenie kiedy tylko przekroczę poziom kalorii, na którym mi zależy. Bo tylko w ten sposób mogę osiągnąć upragnioną wagę. Jedynie smart rozwiązanie może mnie uratować przed zgubnym wpływem zbytniego objadania się. To jest rozwiązanie, którego nie dałoby się zastąpić niczym innym.
Czytam o smart toaletach, które same mogą dostosować się do moich potrzeb fizjologicznych świecąc mi w nocy ulubionym kolorem bym mógł się jeszcze lepiej skoncetrować i skupić na wykonywanej przeze mnie czynności. A co najwazniejsze - producent rozwiał moją największą obawę - nie muszę martwić się o innych członków rodziny - każdy z nas może mieć oddzielny tryb zapisany w pamięci urządzenia. Od razu jest mi lepiej mając świadomośc tego rozwiązania.
Tę wyliczankę mógłbym prowadzić w nieskończoność wypunktowując kolejne kretyńskie produkty, które nikomu nie są potrzebne do szczęścia, lecz chciałbym zamiast tego skupić się na prawdziwej istocie problemu.
ISTOTA PROBLEMU
Jak to jest, że producenci tych wielkich i fantastycznych rozwiązań nigdy nie mówią o tym, że klient przepłaca tak naprawdę za zabawkę i kawałek plastkiu, który jest mu kompletnie zbędny w życiu. Czasami kilkukrotnie bardziej niż gdyby zainwestował w “manualny” odpowiednik.
Jak to jest, że nikt nie wspomina o tym, że bezpieczeństwo takich urządzeń jest, w najlepszym przypadku, słabe, żeby nie powiedzieć, że ono kompletnie nie istnieje. Chyba, że te wszystkie włamania, o których słyszymy na lewo i prawo stanowią jedynie literacki wymysł, a setki terabajtów wykradanych największym producentom to tania sensacja.
Jak to jest, że nikt nie wspomina o tym, że sprzęt ten może w dowolnym momencie wymagać aktualizacji uniemożliwiając mi normalne funkcjonowanie i w rezultacie zostawiają mnie z kupą nieprzydatnego szmelcu.
Jak to jest, że wszystkie dodatki oferowane zawsze wraz z opcją premium stanowią nic nie wnoszący do mego życia element. Moja przestrzeń życiowa w żaden sposób nie ulegnie poprawie gdy będę musiał ściągnąć setną aplikację, która działa jedynie z waszym produktem; nie ulegnie poprawie kiedy dostanę na szybko wygenerowane przepisy, opisy, czy inne pamplety, które wyślecie mi w formie PDFu czy też punkty, waluty lub inne gwiazdki lojalnościowe, które mogę co najwyżej wymienić w waszym sklelpie na inne “smart” zabawki.
Jak to jest, że dzisiaj nikt nie ostrzega mnie co się stanie gdy sprzęt ulegnie awarii podczas aktualizacji lub wyłączy się samoistnie. Czy będę w ogóle mógł z niego korzystać? Czy będę mógł przywrócić go do życia? Czy będzie zaoferowana mi natychmiastowa pomoc gdy moja smart klamka nie pozwoli mi wejść do domu?
Jak to jest, że nikt nie wspomina o tym, że baterie i akumulatory montowane w tego typu sprzęcie to kpina i policzek wymierzony w klienta, który będzie musiał co chwilę ładować swój smart produkt, żeby móc skorzystać z niego nawet przez ułamek sekusekundydny.
Jak to w końcu jest, że rzadko kiedy porusza się kwestie dotyczącą prywatności i tego co dzieje się z danymi, które są zbierane i kolekcjonowane przez te smart urządzenia.
Kwestię tę, szczególnie bliską memu sercu, poruszam wielokrotnie na wystąpieniach oraz tech eventach, z prostej przyczyny - klient traktowany jest przez więszkosć firm jako zło konieczne i numerek, który można sprofilować i podciągnąć do konkretnej pozycji w excelu. Powrócę do tego tematu z czasem ale uwierz mi na słowo kiedy mówię, że większość danych która trafia do sieci i producentów nie stanowi informacji, którymi chciałbyś się dzielić. Z kolei wolumen przesyłanych danych już dawno przekroczył zdroworozsądkowe rozmiary.
Mnóstwo pytań, a tak mało odpowiedzi.
Mnóstwo wątpliwości, a tak mało konkretów.
Słyszałem niedawno, że wśród 70% użytkowników korzystających ze smart rozwiązań mniej niż 20% z nich rozumie na czym tak naprawdę polega inteligencja tych maszyn nie mówiąc już o tym co dzieje się potem z danymi. Co ciekawe aż 60% użytkowników twierdzi, że niemal codziennie mierzy się z jakimiś problemami związanymi z prawidłowym działaniem tych produktów, a aż 80% z nich posiada wątpliwość co do tego czy IoT to słuszny kierunek rozwoju technologicznego.
Pięknie obrazuje to raport dynatrace pt. IoT Consumer Confidence Report z którego wynika, że codzienne trudności w działaniu smart rozwiązań mają niemal wszyscy użytkownicy na świecie.
Trochę słabo jak na tech rewolucyjne rozwiązania, prawda?
W tym gronie 80 do 90% konsumentów wątpi w to jak będą działać smart samochody i czy nie ulegną one nagłej awarii. Taka sama grupa respondentów boi się nieuniknionego i nieodwracalalnego zamknięcia samochodu lub problemów związanych z właściwym działaniem smart maszyn w domu.
Najgorzej wypadają smart rozwiązania medyczne gdzie praktycznie wszyscy jak jeden mąż boją się o kwestie etyczne, bezpieczeństwa i możliwe pomyłki które wynikną gdy maszyny zaczną podejmować działania za nas doradzając nam w kwestiach zdrowotnych.
I ja rozumiem, że nie należy siać tu zbytniej paniki i podchodzić do wszystkiego ze zdrowym rozsądkiem.
Przecież na każde jedno dobre rozwiązanie zawsze pojawia się 10 złych i ponad setka kopii kopii, które niekoniecznie muszą oferować jakość w dobrej cenie.
Zdaję sobię sprawę, że nie wszystkie rozwiązania muszą być z definicji złe i prowadzić do nieuniknionego problemu. Rynek sam powinien się bronić, a istota kapitalizmu sprowadza się do tego, że każda potwora znajdzie swego amatora.
SAMI ROBIMY SOBIE KRZYWDĘ
Jest prawdą, że cywilizacja rozwija się poprzez wzrost liczby operacji, które możemy wykonywać bez myślenia o nich lecz nie znaczy to, że powinniśmy traktować wszystkie smart rozwiązania jako złoty środek na nasze problemy. Czasami naprawdę wystarczy odrobina zdrowego rozsądku i chwila zastanowienia się.
Rozumiem, że wygoda może brzmieć jak lek na wszystkie problemy jednak czasem lepiej zastanowić się nad tym jaką naprawdę cenę niesie ze sobą to gorzkie lekarstwo.
Lepiej zabrzmieć jak cynik z wątpliwościami niż infantylny głupiec, który bez namysłu nabędzie każdy złoty gadżet.
Nie zmienia to jednak faktu, że czasem warto jest na moment ochłonąć, odrzucić wszelkie nowinki na bok i zastanowić się tak naprawdę do czego jest nam potrzebne konkretne rozwiązanie. Zastanowić się czy czasem nie jest tak jak mawiał Pierre Bourdieu:
Tam gdzie każdy patrzy na drugiego by ubiec resztę, zrobić to przed innymi lub inaczej niż inni, kończy się to robieniem przez wszystkich tego samego.