Marcin Sikorski
Nie sposób mówić o współczesnych fabrykach, firmach oraz przemyśle nie zaczynając dyskusji od dwóch cytatów pochodzących wprost z Ekonomii zrównoważonego rozwoju, a które dobitnie wyjaśniają dwa elementy - ludzką fascynację kroczenia raz utartymi ścieżkami oraz działaniem w myśl zasad, które narzucają nam inni:
Gdy kiedykolwiek natkniemy się na jakieś silny motyw ludzkiego postępowania, naturalną rzeczą jest spodziewać się sensownych powodów, dla których motyw taki u ludzi występuje. Niemalże bez namysłu wskazać można ogromną liczbę powodów, dla których motyw posłuszeństwa autorytetom jest w ludzkich społeczeństwach tak silny. Wielopoziomowy i szeroko akceptowany system autorytetów daje każdemu społeczeństwu niezmierne zyski. Pozwala na rozwinięcie skomplikowanych systemów produkcji i rozdziału dóbr, obrony, ekspansji i kontroli nad członkami społeczeństwa. Bez hierarchii autorytetów powstanie takich systemów byłoby niemożliwe, a bez nich każda społeczność popadłaby w zupełną anarchię, w której życie byłoby “samotne, ubogie, okropne, brutalne i krótkie”, jak zapewniał w swoim czasie filozof Tomasz Hobbes. Stąd też niemalże od dnia narodzin wszyscy jesteśmy pilnie trenowani w posłuszeństwie wobec autorytetów i umacniani w wierze, że przeciwstawienie się im jest rzeczą złą. Tym przesłaniem wypełnione są pouczenia naszych rodziców, szkolne wierszyki i piosenki, a w dorosłym już życiu - kodeksy prawne, regulaminy wojskowe czy systemy polityczne. W każdym z nich nieodmiennie znajdujemy przykazanie posłuszeństwa właściwemu autorytetowi.
Dlaczego wolimy posługiwać się scenariuszami? To proste! Służą one nie tyle przewidywaniu, co się prawdopodobnie wydarzy, ile badaniu, jakie ścieżki i instrumenty są potrzebne, aby osiągnąć cele(...) rozwoju. Wyróżnia się scenariusze status quo, opisujące rozwój bez dodatkowych ingerencji, scenariusze efektywności opisujące rozwój w wypadku forsowania strategii efektywności i scenariusze zrównoważonego rozwoju, w których znajdują zastosowanie wszystkie trzy strategie tzn. efektywność, spójność, wystarczalność.
Dlaczego rozpoczynam
przemyślenie dotyczące inteligentnych fabryk właśnie od tych cytatów? Ano
dlatego, że często spotykam się ze swego rodzaju oporem i silną niechęcią ze
strony wielu osób, które usilnie twierdzą, że nowoczesne rozwiązania z obszaru
Internetu Rzeczy nie są w stanie w łatwy sposób sprawić by ich biznes stał się,
o ironio, inteligentny.
Szczególnie często słychać to ze strony przedsiębiorców i właścicieli firm, którzy nie ufają obco brzmiącej nazwie “smart predictive maintenance”, która wywołuje więcej zamieszania i strachu aniżeli zaciekawienia i chęci współpracy.
No właśnie - ale czym
jest wspomniany smart predictive maintenance?
I dlaczego miałby nagle sprawić, że
fabryka stanie się “myśląca”?
CO TO JEST SMART PREDICTIVE MAINTENANCE?
Pod pojęciem tym kryje się tak naprawdę prosta idea - jak najwcześniejsze wykrywanie możliwych usterek do wystąpienia po to by móc reagować maksymalnie wcześnie i na etapie, na którym naprawa jest maksymalnie tania. Monitorujemy wydajność i stan urządzeń oraz systemów by lepiej zrozumieć co dzieje się wokół nas i w reagujemy dostatecznie wcześnie.
Tylko tyle i zarazem aż tyle.
Widzisz, żebyśmy mieli
jasność, nie chodzi tu tak naprawdę o zapobieganie, do czego jeszcze wrócę, ale
raczej wykrywanie potencjalnych nieprawidłowości, które występują ze sprzętem,
którego używamy. Zrozumienie środowiska, uczenie się, wyciąganie wniosków i
reagowanie.
W jaki sposób możemy jednak tego dokonać? Jak możemy zaadoptować ten cały “predicitve maintenance”?
Do naszej dyspozycji mamy całe spektrum technologii i technik, które możemy obecnie wykorzystać.
JAK WDRAŻAĆ PREDICTIVE MAINTENANCE?
Jednym z popularniejszych rozwiązań jest stosowanie choćby monitorowania wibracji maszyn. Przypinamy sobie sensor do maszyny, która wykonuje pewne zadanie - może być to maszyna do cięcia stali, wykrawarka, sortownica, niszczarka, cokolwiek co wibruje i porusza się. Sensor zaczyna uczyć się tego w jaki sposób maszyna wibruje i na tej podstawie zaczyna kalkulować pewne wartości. Ile energii dziennie maszyna zużywa na przestoje, ile jest w pełnym ruchu, ile w opadzie, kalibracji etc. Na tej bazie zaczyna się też uczyć i kalkulować kiedy może dochodzić do wspomnianych nieprawidłowości. Obluzowanie śrubki, zatarcie, mniejsza przyczepność do stołu - dla nas mogą być to ułamki sekund różnicy lub setne procenty odchylenia od normy. Natomiast sensor uczy się, że coś jest nie tak i może dać nam znać dużo wcześniej przez co zareagujemy na etapie wymiany przetartego gwintu a nie w chwili gdy maszyna spali się i stanie kompletnie w bezruchu.
Innym popularnym rozwiązaniem są maszyny, które stosują kontrolę termograficzną. Niczym łowca Predator podświetlają gorące/chłodne strefy i na bieżąco analizują zachodzącą temperaturę. Podobnie jak w przypadku wibracji uczą się tego kiedy i jak mocno powinno nagrzewać się urządzenie i kiedy następują widoczne odchylenia do normy zaczyna się stopniowy proces uprzedzania o niebezpieczeństwie.
Jeszcze inną możliwością jest stopniowa i regularna analiza oleju lub innych płynów, które przelewają się w naszej fabryce (pod kątem ich czystości, lepkości, klarowności), kontrole wzrokowe (w których maszyna ma przygotowany zestaw prawidłowo wyglądających elementów ktróe porównuje z aktualnym stanem), impulsy uderzeniowe (które badają odkształcenia i zachodzące wibracje) czy, co jest szczególnie modne, ultradźwiękowe wykrywanie nieszczelności.
W tym ostatnim przypadku specjalnie przygotowane, czułe urządzenia są w stanie wykrywać mikro nieszczelności, które mogą występować na złamaniach rur. Są w stanie wykazać, że “gdzieś wycieka gaz” i pokazać z jaką dzieje się to szybkością.
Jako ciekawostkę dodam, że urządzenie potrafi być tak czułe, że może wykryć mruganie oczu więc naprawdę mówimy tu o specjalistycznych i futurystycznych rozwiązaniach.
GDZIE TU ZYSK?
Jak już zapewne domyśliłeś się wszystkie te zabiegi mają jeden cel - dodanie wartości w postaci lepszego zrozumienia otaczającej nas rzeczywistości. Chodzi tu o takie zestawienie sobie i równoczesne stworzenie nowej rzeczywistości, w której połączone ze sobą urządzenia będą generować i pokazywać nam dotychczas ukryte informacje i dane. Na ich bazie możemy szybciej reagować, stosować nowe i świeże procesy automatyzacji, a w konsekwencji mieć wartość dodaną dla naszego przedsięwzięcia.
A wartość ta
szczególnie widoczna jest w trzech obszarach:
Ponieważ jednak do wielu osób przemawiają konkretne liczby, a nie puste slogany posłużę się teraz danymi z raportu Fourth Industrial revolution, który zbadał kilkaset firm na całym świecie weryfikując czy powyższe informacje są prawdą i to w jaki sposób wprowadzenie predictive maintenance zmieniało wskaźnik firm.
Wyniki były dość
zaskakujące:
Oczywiście tych wskaźników jest dużo więcej, tym bardziej zatem zachęcam do analizy wspomnianego raportu, ale wszystkie pokazują jedno - widoczny wzrost efektywności działania firmy. Poprawa jej dojrzałości i szybszego reagowania na zachodzące wydarzenia.
CHCĘ TEGO ROZWIĄZANIA!
Przyjmijmy bezpiecznie, że spodobała Ci się ta wizja. Załóżmy, że chciałbyś wprowadzić w życie wspomniane możliwości. Zapewne masz dziesiątki pytań z czego jedno z ważniejszych to to co czeka nas w perspektywie nadchodzących kilku lat. Czy rynek takich rozwiązań jest w ogóle dojrzały czy dopiero dojrzewający? Czy nie jest to czasem coś co za moment przeminie?
Uspokajam - jest to EKSTREMALNIE chłonny i dojrzały rynek z tendencją do dalszego rozwoju.
Posługując się
wykresem Rolanda Bergera, który przeanalizował sytuację w ostatnich kilku
latach i nakreślił kierunek na kolejną dekadę, można podzielić rynek na sześć
obszarów:
Przybliżmy sobie teraz każde z tych obszarów odrobinę lepiej.
W przypadku sensorów
musimy przez moment uporać się jeszcze z tzw. brownfield dongles czyli
urządzeniami, które muszą być zgodne z naszymi starymi rozwiązaniami. W
przeciwieństwie do podejścia greenfield gdzie wymieniamy wszystko na nowe, eko
rozwiązania tutaj staramy się zmodernizować lekko urządzenie przy niewielkim
koszcie zmian. Dopiero z czasem montujemy coraz bardziej inteligentne sensory,
stosujemy podejście plug-and-play (czyli podłącz i działaj), wkraczamy w obszar
autonomicznych i ultra-wydajnych sensorów.
W przypadku
przetwarzania danych mamy inny cykl rozwoju. Chmury, przechowywanie danych,
cykliczne backupowanie, sieć 5G - to tak na początek. Z czasem możemy dodawać
blockchain, sensor fusion (czyli fuzja kilku sensorów w jedno, ultra wydajne
źródło danych), strukturyzację i indeksowanie danych, globalny dostęp, edge
computing czyli przetwarzanie na krawędzi i w końcu pełną automatyzację oraz
integrację połączoną z analizą zewnętrznych źródeł.
Monitorowanie stanu i
diagnostyka oprzeć się mogą o rozwój gałęzi UI (czyli ukłon w stronę
graficznego interfejsu użytkownika), diagnostyki serwerów, Big Data czy
łańcuchów dostaw zintegrowanych do poziomu diagnostycznej fuzji. Czyli niby to
samo co fuzja sensorów tylko z tą różnicą, że staramy się scalić wyniki i
rezultaty.
Zdolność do
przewidywania początkowo opierać się może o analizę korelacji i rozpoznawanie
niewidocznych ścieżek. Potem może dojść nauczanie maszyn, sztuczna
inteligencja, przetwarzanie danych w czasie rzeczywistym by w końcu skończyć na
spersonalizowanych algorytmach, robotyce i predykcji całego ekosystemu.
Dwa ostatnie obszary - czyli podejmowanie decyzji i modele biznesowe - są najbardziej zróżnicowanymi obszarami. Mamy tu bowiem i analizę trendów, planowanie oparte o aktywności klienta, modele doświadczalne, automatyczną infrastrukturę, outsourcing nowego rodzaju, zarządzanie assetami, logistykę i rynek wolnych podzespołów, ochronę ryzyka… uff… jest w czym wybierać.
GDZIE LEŻY PROBLEM?
W każdym razie, jak
sam widzisz, na najbliższe kilka lat mamy z czego wybierać, a wolny rynek z
pewnością zadba o to byśmy cieszyli się nieprzerwaną dostawą nowych i
nowatorskich rozwiązań we wszystkich ze wspomnianych obszarów.
Wszystko tak naprawdę
rozbije się o inny dylemat - klasyczny konflikt “proces/decyzja, a model
biznesowy”, który dla niektórych może być sporą przeszkodą do przeskoczenia.
Jak bowiem przekonać
zarząd, że trzeba pozwolić niejako maszynom monitorować stan innych maszyn. A
nawet jeśli uda nam się takie wdrożenie to trzeba będzie wykazać się sporą
odwagą by powiedzieć, że pora naprawiać maszyny mimo, że ich stan nie wskazuje
na taki negatywny stan. Potrzeba będzie wielu podejść by udowodnić, że
konserwacja zapobiegawcza i inwestycja środków w te rozwiązania ma dużo więcej
sensu niż dotychczasowe podejście.
Przecież wykonujemy
cykliczne inspekcje zlecone przez wykwalifikowaną kadrę. Mamy checklisty,
których się trzymamy. Spisujemy wszystko na papierze. Mamy weryfikację opartą o
kosztowne normy. Nasi ludzie długo uczyli się prawidłowych praktyk i podejścia.
Mamy to wszystko rzucić? W imię czego?
W imię maszyn, które
będą wykonywać nasze zadania co sekundę? Maszyn, które pozwolą na zdalny
monitoring setek wskaźników i cyfrowe zabezpieczenie tych informacji? Mamy
pozwolić na wielopoziomową inspekcję z pełną historią, do której można mieć
dostęp z dowolnego urządzenia? Do tego mamy używać dedykowanego oprogramowania,
które integruje wszystko w spójną całość? To brzmi jak szaleństwo!
Przesadzam ale celowo.
Ilekroć poruszam ten temat lub słucham wystąpień na “branżowych eventach” tyle
razy śmiać mi się chce z prozaicznych wymówek, które słyszę. Chociaż nie dziwię
się skoro są w naszym kraju specjaliści, którzy drukiem 3D, chińskimi dronami i
dziecinnym VRem chcą uczyć firmy na temat zalet predictive maintenance. Ale
zostawię może ten temat na inny czas.
Póki co poproszę Cię
byś spojrzał na tę modernizację z innej perspektywy - firmy klasycznej i
cyfrowej. Ta pierwsza chce opierać się na scentralizowanych rządach,
odseparowanych obszarach tworzenia wartości dodanej, dążeniu do perfekcji,
korzystaniu z usług ekspertów, stabilności, podejściu skoncentrowanym na
produkt, a wszystko to w oparach jasnej i zrozumiałej hierarchii. Ta druga
będzie się starać zdecentralizować organizację, skupić się na kliencie, będąc
jednocześnie elastycznym, zwinnym bytem, który korzysta z własnych usług dążąc
do osiągania przyjętych wizji. Osobiście mocno trzymam kciuki za ten drugi
model mimo, że brzmi jak wytarty slogan. I być może i tak jest niemniej już
dziś widzimy starcie dwóch szkół, w których innowacja zmaga się z konserwatyzmem.
I nie twierdzę na sztywno, że któraś z nich jest lepsza czy gorsza. Twierdzę
jednak, że prędzej czy później obie będą wymagać wdrożenia predicitve
maintenance jeśli chcą być nadal konkurencyjnymi bytami.
I zdaję sobie sprawę z
tego, że to podejście jest tak naprawdę swego rodzaju wariacją na temat
proaktywnego podejścia, w którym dotychczas istniały trzy odnogi:
Czyli
I choć szanuję tę
klasyfikację i uznaję sensowność istnienia tak wydaję mi się, że nowe czasy
wymagają nowej koncepcji, w której możemy kłaść nacisk na te miejsca, do
których technologia sama dostarcza nam gotowych rozwiązań, a pewne skostniałe i
sztywne ramy możemy lekko poluzować.
W innym przypadku nie zajdzie możliwość by przekonać nikogo, że koszt poniesiony na dotychczasowe rozwiązania był lepiej wydany niż to co można by zainwestować w nowocześniejsze podejście.
Zresztą jak tu przekonać o konieczności zmian jak klasyczne rozwiązania i to do czego przyzwyczailiśmy się w ostatnich latach jest dużo tańsze. A przynajmniej tak nam się zdaje.
Mało bowiem kiedy patrzymy na cenę technologii z perspektywy ukrytego kosztu. Kosztu o którym wspomina Holger Rogall, który pisał:
Aby mógł działać działający mechanizm (...), wszystkie powstające koszty (koszty produkcji i koszty następcze) muszą zawierać się w cenie produktu. Jeśli tak nie jest, bo część kosztów została poddana eksternalizacji (przeniesiona na innych), dochodzi do błędnej alokacji (nadużywania, ponieważ dobra wydają się bardzo tanie). Dotyczy to wszystkich dóbr, a dobrym przykładem jest choćby ropa naftowa: gdyby niedobory tego drogiego surowca oraz wszelkie koszty związane z ociepleniem klimatu w całości wyrażały się w jego cenach, produkty ropy naftowej musiałyby kosztować znacznie więcej. W konsekwencji przedsiębiorcy używaliby ich oszczędniej, a konsumenci woleliby nabywać produkty powodujące mniejszy uszczerbek zasobów. Jak mówi znany badacz przyrody Ernst Ulrich Von Weizsacker “ceny są jeszcze bardzo dalekie od ekologicznej prawdy”.
Z kolei część firm
stosuje nie tylko “skok na cenę” ale również swego rodzaju deizm zakupowy - po
akcie stworzenia “Bóg” nie wywiera już żadnego wpływu na swój świat. Skoro już
działa “jako tako” to niech działa i trwa w najlepsze dalej. Nie po to
inwestowałem w swoje filary sukcesu (ludzi, komponenty, dokumentację,
narzędzia, sprzęt) by nagle zmieniać swoje podejście. Nawet gdyby koniec końców
miało być błędne i kosztowne.
A przecież dojrzałość można bardzo szybko i sprawnie ocenić odpowiadając na szereg podstawowych pytań:
Może warto, tak od serca, odpowiedzieć sobie na te pytania i rozważyć nowe sposoby działania. Żeby maszyna zaczęła myśleć za nas to my musimy wykrzesać tę pierwszą, innowacyjną iskierkę oryginalnego i odważnego pomysłu.
Przypomnę bowiem jak
mogą skończyć się ślepe działania oparte o wątłe i niepewne cele. A zrobię to
nakreślając rysopis, a jakże, Chin, które w swej długiej historii na swój
specyficzny sposób również z trudem zgadzały się na zmiany. Uparcie trwały w
swych przekonaniach, a coś co zostało raz ustalone miało trwać “bo tak i już”.
Przewidywanie i obco brzmiące technologie? Te niech pozostaną w sferze marzeń.
O tym jakie mogą być konsekwencje stałego, intensywnego wzrostu, świadczą zagrożenia (...) w krajach (...) uprzemysłowionych (...). Zjawisko to widać na przykładzie Chin. Wiceminister środowiska Pan Yue wymienia m.in. następujące problemy (...): obszary potrzebne dla rolnictwa i rozbudowy osiedli zmniejszyły się w ciągu ostatnich 50 lat o połowę z powodu zwiększania się powierzchni pustyń i terenów mieszkalnych; nad jedną trzecią terytorium Chin występują kwaśne deszcze; połowa wód siedmiu największych rzek jest całkowicie niezdatna do użytku, a jedna czwarta mieszkańców Chin nie ma dostępu do czystej wody pitnej; jedna trzecia mieszkańców miast musi wdychać mocno zanieczyszczone powietrze np. w Pekinie 70 do 80% wszystkich śmiertelnych zachorowań na raka jest spowodowane zatruciem środowiska - rak płuc jest najczęstszą przyczyną śmierci; ponad 80% odpadów nie podlega utylizacji i obciąża środowisko; na usuwanie strat spowodowanych dewastacją środowiska trzeba już dzisiaj przeznaczyć od 8 do 15% PKB, do tego dochodzą ogromne koszty zdrowotne i cierpienie ludzi. Yue podsumowuje: (...) obciążone ekologicznie obszary nie mogą już zapewnić egzystencji swoim mieszkańcom. Dlatego musimy w przyszłości (...) przesiedlić około 186 milionów obywateli. Inne chińskie prowincje mogą jednak przyjąć tylko 333 miliony. Chiny będą więc miały ponad 150 milionów ekologicznych migrantów, a może nawet ekologicznych uchodźców.
I ja wiem - klasyczny głos sprzeciwu powie, że przecież fabryka to nie jest kraj, i że nie ma to absolutnie żadnego związku z postawą tradycjonalisty, który po prostu zabezpiecza swoją firmę przed stratami.
CO DALEJ?
Ale właśnie… czy na pewno zabezpiecza i myśli o tym aby samemu nie stać się takim technologicznym migrantem i uchodźcą?
Emile Clou rzekł
niegdyś, że “Każdego dnia i w każdy sposób staję się coraz lepszy i lepszy”,
Robert Ciadlini odszczekiwał, że “Każdego dnia i w każdy możliwy sposób staję
się coraz bardziej i bardziej zajęty”, ja zaś uważam, że “Każdego dnia i w
każdy sposób stajemy się coraz bardziej i bardziej uzależnieni od technologii”.
Zawsze staram się
zachęcać do stosowania i próbowania nowych rozwiązań z prostej przyczyny -
każda zmiana technologiczna zakończona skuteczną adaptacją wiązała się z
niewyobrażalnym postępem i sukcesem, który rozlewał się na wiele gałęzi
gospodarki. Może zatem i tutaj warto dać sobie szansę?
Z drugiej strony może pokładam zbyt dużą nadzieję w predictive maintenance? Czy może jest tak jak pisał Norman Macrae, wydawca brytyjskiego The Economist, który przewidywał w roku 1972: "Wygląda więc na to, że otwiera się przed nami perspektywa wkroczenia w wiek, w którym każdy niedojda siedzący przy terminalu komputerowym w swoim biurze, laboratorium, bibliotece publicznej, a nawet we własnym domu może przekopać niewyobrażalne góry informacji zawarte w komputerowych bazach danych, dysponując możliwościami obliczeniowymi tysiąckrotnie przekraczającymi to, co osiągalne było kiedykolwiek dla jakiegokolwiek mózgu ludzkiego, nie wyłączając samego Einsteina".
Może jestem takim
niedojdą, który snuje refleksje o harmonii (jedności) człowieka i technologii
stawiającym na pierwszym miejscu etykę wartości, w której fundamentem jest
holistyczne pojmowanie świata, zaś podstawową wartością jest osiągnięcie
możliwie największego szczęścia w połączeniu z szeroko rozumianym wzrostem oraz
optymalizacją życia. A, że szczęście to dostrzegam w nowoczesnych
technologiach?
A może jest tak, że staram się być kimś kto pokazuje, że sukces można osiągnąć realizując trzy ścieżki strategiczne rozwoju - efektywność, spójność, wystarczalność, a o które predictive maintenance dba jak żadna inna metoda.
Pamiętajmy na koniec,
że tam gdzie wszyscy myślą tak samo, nikt nie myśli zbyt wiele, a współczesny
predicitve maintenance nie jest może i złotym środkiem na całe zło świata ale
uwierz mi - niedaleko mu do doskonałości.